Na stronie zespołu CERT powołanego do reagowania na zdarzenia naruszające bezpieczeństwo w sieci Internet, pojawiła się informacja o niesamowicie interesującej ofercie pracy.
Poszukiwany jest Operatora Systemów Wykrywania Zagrożeń Sieciowych, czyli bardziej po polsku łowca botów (ang. bothunter) ;]
Pozwolę sobie zacytować wycinek oferty:
Do głównych zadań osoby na tym stanowisku należeć będzie:
- obsługa systemów wykrywania zagrożeń sieciowych
- uczestnictwo w pracach rozwojowych systemów wykrywania zagrożeń sieciowych
- administracja serwerami Linux
… czyli to co Tygryski lubią najbardziej. Dla osób zainteresowanych tematyką sieci botnet, taka oferta to nie lada gratka. Dostęp do odpowiedniej ilości zasobów w postaci sprzętu, adresacji IP (CERT jest finansowany przez NASK) i zapewne interesujących przypadków incydentów [choćby ze względu na ilość] – gwarantuje dobrą zabawę.
Pomijając fakt, że CERT jest po części jednostką badawczą, interesujące jest to, że pojawiła się oferta pracy dla ludzi zajmujących się tego typu tematyką. Po raz wtóry dowodzi to, że problem sieci botnet jest pogłębiający i jeszcze chwilkę (dłuższą) zajmie nam uporanie się z tą specyficzną plagą…
Jedno zdanie w ofercie bardzo mi się nie podoba:
Główne wymagania stawiane Kandydatom to: wykształcenie wyższe informatyczne lub pokrewne (tytuł mgr), brani pod uwagę będą także studenci ostatniego roku studiów magisterskich;
Być może to jakiś bezsensowny formalny wymóg stawiany przez NASK lub inną odpowiedzialną za CERT część rzeczywistości – ale w moim osobistym przekonaniu, które wyrosło z prostych obserwacji – dobieranie osoby na podstawie jego wykształcenia nominalnego, absolutnie nie gwarantuje odnalezienia najbardziej optymalnego kandydata. Jest to jedynie ograniczenie mogące znacząco i negatywnie wpłynąć na dobór dobrego pracownika. Dotychczas podczas swojego wesołego życia Poznałem, Widziałem, Czytałem i Dotknąłem wielu ludzi o niesamowitej wiedzy i magicznych wręcz umiejętnościach z zakresu bezpieczeństwa IT (między innymi) i często nijak się miało ich wykształcenie do tego czym mnie poczęstowali…
Dlatego też nie tyle przestrzegam co odradzam zamykanie się w okowach emblematów, sztucznych odznaczeń i dyplomów, które kupić można z pomocą pierwszej lepszej oferty przybywającej do nas za pomocą SPAMu ;]
Ponadto zachęcam do podjęcia prób walki o to stanowisko nawet w przypadku, gdy nie posiadamy tytułów i kolorowych kartek papieru. Może zdarzyć się tak, że osoba odpowiedzialna za rekrutację, na ostatnim miejscu postawi jego wykształcenie. I wszystko potoczy się po Waszej i mojej myśli, czego Wam oczywiście serdecznie życzę…
Jeden komentarz do
9 maja, 2008 o godzinie 14:14
Mały off-topic: Z tym wykształceniem nominalnym to prawda, ale niestety Polska do Japonii ma daleko i przysłowie „nie pokazuj mi papierów, tylko pokaż co umiesz” nie ma jeszcze zastosowania w naszych realiach ;)