Zapewne wielu czytelnikom jest znana sprawa uwolnienia niejakiej Ingrid Betancourt i jej kolegów z rąk terrorystów kolumbijskich po sześciu latach przetrzymywania w dżungli. Można o tym poczytać tu i tu.
Historia o tyle interesująca, że posiada tło, które doskonale wpisuje się w tematykę tego bloga.
Teorie na temat uwolnienia zakładników są dwie. Pierwsza jest wersja oficjalna, która mówi, że akcja była zaplanowana, i że tajny agent jeszcze bardziej tajnej komórki przeniknął do organizacji, następnie przekonał „swoich” towarzyszy, że z zakładnikami chce się spotkać międzynarodowa organizacja humanitarna która przyśle po nich helikopter, a na koniec rebelianci okazali się skończonymi idiotami i pozwolili zakładnikom odlecieć.
Druga hipoteza, już jakby mniej oficjalna, za to zdementowana i mająca wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem sugeruje, jakoby rząd dogadał się po cichu z rebeliantami, zapłacił im 20 milionów dolarów, i odebrał zakładników pod pozorem doskonale zorganizowanej akcji o której mówi teoria pierwsza.
Jak było naprawdę, tego się raczej nie dowiemy, niemniej jednak coś jest na rzeczy, ponieważ wśród porwanych było 3 agentów amerykańskich. Być może z ich wartości nie zdawali sobie sprawy partyzanci, a rząd USA wolał oddać 20 milionów dolarów z podatków niż się pozbyć zbyt wartościowych ludzi…
W każdym razie faktem jest akcja, w wyniku której zakładnicy spokojnie odlecieli ku lepszej przyszłości. Helikopter który przyleciał oraz jego załoga posiadała na ubraniach emblematy łudząco podobne do tego, którego używa inna organizacja zajmująca się pomocą humanitarną na terenie Kolumbii. „Odrobinę” zmieniony logotyp i nazwa miały skutecznie przekonać partyzantów, że po zakładników rzeczywiście przyleciała misja międzynarodowa. Przepięknie.
Dziennikarzom z CNN sprawa jednak najwyraźniej trąciła, ponieważ dłubali w materiale tak długo, aż dopatrzyli się wykorzystania emblematu Czerwonego Krzyża. Takie działanie jest zabronione Konwencją Genewską i innymi prawami międzynarodowymi, o czym zresztą pisze Czerwony Krzyż w oficjalnym komunikacie na tym razem prawdziwej stronie. Mało tego, nie tylko naraża na szwank dobre imię całej organizacji, ale też stanowi zagrożenie dla życia jej prawdziwych pracowników, bo co zrobią teraz terroryści? Jak będą mieli dobry humor, to każą im wracać do domu, ale co, jeżeli wstaną z łóżek lewą nogą?
Nawet prezydent Kolumbii oficjalnie przeprosił za tą akcję. Całe szczęście, że tym razem skończyło się pozytywnie, i nie musiał przepraszać za kilka dodatkowych trupów…
Ale najciekawsze jest dopiero na koniec ;-). Ponieważ każda szanująca się organizacja posiada w dzisiejszych czasach swoją stronę internetową, nie inaczej powinno być w przypadku tych nie do końca istniejących ;-).
Stronę www założono w sposób, który wybitnie utrudniał odnalezienie zleceniodawcy: hosting i rejestracja domeny zostały zamówione telefonicznie w małej firmie kolumbijskiej zajmującej się tego typu sprawami, a opłata została wniesiona bezpośrednio w banku, w którym rzeczona firma miała konto. Brak śladów… Kilka dni po ujawnieniu kulis przedsięwzięcia, dziennikarze CNN próbowali wysłać email na adres kontaktowy fałszywej organizacji, ale serwery yahoo odpowiedziały znanym komunikatem: user unknown… Konto zniknęło tak szybko jak tylko przestało być potrzebne.
Żeby urealnić przedsięwzięcie, dorobiono 9 lat historii fałszywej organizacji. Newsy, opisy akcji i wysokość udzielonej pomocy. W sumie niezła robota, a prawdziwi phisherzy, lenie jedne, ograniczają się tylko do namiarów na kartę kredytową ;-).
I jak się okazuje, nie trzeba było US Marines, żeby poradzić sobie z rebeliantami. Inna sprawa, że udało się to dopiero po 6 latach, ale to jest oczywiście mniej medialne i o tym nikt nie mówi za głośno. A jeżeli hipoteza z olbrzymią ilością dolarów jest prawdziwa, to można stwierdzić, że co prawda nie trzeba było US Marines, ale za to potrzeba było US Banku.
Ostatnim punktem, który należy w całej sprawie zauważyć, to nie do końca przemyślane wycieranie nieuprawnione użycie symbolu Czerwonego Krzyża. Tym razem skończyło się dobrze i oby innych razów nie było.
Obrazek tytułowy do posta został pobrany stąd.