Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że sąd w Connecticut oczyścił Julie Amero od zarzutów udostępnienia pornografii nieletnim. Sprawa zakończyła się standardową ugodą oskarżonej z prokuratorem, na mocy której, po zrzeczeniu się licencji nauczyciela (lokalnej), przyznaniu się do „nieostrożnego zachowania” (ang. disorderly conduct) i przyjęciu grzywny w wysokości 100$ pozostałe poważne zarzuty wycofano Sprawa jak sprawa, jednak w tym przypadku była to klasyczna seria błędów, policji, biegłych i w efekcie sądu. A było to tak:
Pani nauczycielka przyszła na zastępstwo do klasy i podczas przerwy zabłądziła na stronę traktującą o różnych aspektach fryzjerstwa. Wtedy zaatakowały ją porno-popupy. Skutecznie, ponieważ nie dało się ich tak po prostu wyłączyć (ktoś pamięta może taki złośliwy programik „Prdelki”, wyświetlający poniekąd atrakcyjne damskie pośladki, gdzie po kliknięciu w 'zamknij’ z jednego okienka robiły się dwa? :) ). Komputera także nie dało się wyłączyć. Standardowe spyware, adware czy inny złoprogramowanie… Oczywiście ktoś się poskarżył. Trafiło na jednego z 10% wariatów w społeczeństwie. Sprawa trafła do prokuratora, który wytoczył ciężką artylerię – 4 zarzuty, każdy za 10 lat. A że w Stanach wyroki się sumują, więc pani nauczycielce groziło w sumie 40 lat.
W międzyczasie jak się okazało, szkoła miała zakupiony program filtrujący badware, ale już licencji na aktualizację nie miała, biegli nie przebadali komputera szkolnego, pani sędzia przysnęła podczas podsumowania opini biegłego (jak twierdzili świadkowie, chciała mieć proces z głowy do końca tygodnia), a przy okazji próbowała nakłonić oskarżoną do pójścia na mało atrakcyjną ugodę. Ewidentnie jakieś zmęczenie materiału w wydaniu sędzi…
Co ciekawe, sprawa stała sie popularna, i chociażby ekipa z Sunbeltu zgodziła się bez wynagrodzenia przeprowadzić analizę dysku z feralnego komputera – na jej podstawie zresztą przeprowadzono apelację od orzeczenia w pierwszej instancji.
Cała sprawa jest mocną pomyłką wymiaru sprawiedliwości. Nawet po tym, jak większość niezaleznych ekspertów uznała zarzuty za absurdalne, a sprawę za pomyłkę – prokuratura nie miała odwagi przyznać się do błędu i walczyła dalej. Efektem jest przyznanie się do zarzutu z początku posta i niewielka grzywna…
Przynajmniej statystyki utrzymano na właściwym poziomie. Niewinny w końcu nie trafia do sądu prawda? Jak się okazało, takie rzeczy nie tylko w Erze ;-).
Źródło uzupełniające: http://sunbeltblog.blogspot.com/200(…)